Adoptowany kundel droższy niż rasowy pies.

Adoptowany kundel droższy niż rasowy pies.

Chciałabym przedstawić w nieupiększany sposób adopcje Mirabelki. Zawsze wydawało mi się, że znam się na psach, w końcu miałam je od 1 roku życia i tak Gdy tylko nauczyłam się mówić, siostry nauczyły mnie męczyć mamę zdaniem "chce psa", tak mi zostało do dzisiaj. Benka miałam od szczeniaka, miał w swoim zachowaniu błędy wychowawcze, ale widziałam jak kocha inne psy. Myślałam, że się uspokoi z wyrywaniem do innych psów, gdy będzie miał towarzystwo do zabaw w domu. Niestety żaden ze znajomych psa nie ma i nie jest na tym punkcie zakręcony tak jak ja, wybiegi dla psów odpuściliśmy kiedy kilkukrotnie Beniu został zaatakowany przez większe psy. Tak, wybiegi to zło - teraz to wiem. 


Zrodziła się w mojej głowie chęć posiadania drugiego psa. Rzecz jasna ze schroniska, chciałam psa w podobnym wieku oraz rozmiarów do Benka. Miał być w typie terriera, bo uznałam, że taki charakter będzie pasował do naszego trybu życia. Czytałam o posiadaniu dwóch psów, ale chyba za mało. Czytałam o adopcjach, ale o tych dobrych, gdzie wszystko kończy się "wdzięcznym" psiakiem, bez problemów. Zaczęłam szukać wśród ogłoszeń na olx, był jeden pies który zwrócił moją uwagę, ale gdy pojechaliśmy ja zobaczyć okazało się, że średnio lubi się bawić. Ze względu na nasz tryb życia nie odpowiadał nam też budową ciała, po dłuższym zastanowieniu zrezygnowaliśmy z adopcji (ale wiem, że teraz ma szczęśliwy dom). Zaczęłam wklejać ogłoszenia na różne grupy na FB, w tym grupę terriery i psy w typie terriera Polska. Tam ktoś oznaczył Panią która znała suczkę w typie terriera do adopcji. Tak, to była Mirabelka.


 zdjęcie z ogłoszenia 


ETAP 1 ogłoszenie

Zobaczyliśmy biednego psiaka o baaardzo mądrych oczach i ogólnie no pięknego! Nie mogłam się nadziwić, że nie mogą jej znaleźć domu. Następnego dnia dostałam numer do tej Pani i zadzwoniłam. Mniej więcej znałam procedury adopcyjne więc wiedziałam jakie kroki musimy poczynić. W tej rozmowie telefonicznej dowiedziałam się, że: Jest to młoda suczka, w jakimś szemranym przytulisku, gdzie właściciel nie zajmuje się psami, widzi człowieka raz na 5 min dziennie, dostaje zlewki z obiadu zamiast karmy, śpi w nieocieplonej budzie (a był to środek zimy) i jest obawa, że wydadzą ją na łańcuch, bo tak zazwyczaj jest w tym wiejskim przytulisku. Ogólnie zero wolontariatu, ta Pani jeździ tam raz na jakiś czas zrobić zdjęcia psów żeby w ogóle ich ogłoszenia zobaczył ktoś spoza wsi, która jest jeszcze godzinę drogi od Poznania- a my mieszkamy w Szczecinie. Nic nie było wiadomo o jej charakterze. "Jest wesoła" - tylko taką informacje dostałam. "Nie ma czasu na żadne wstępne spacery zapoznawcze, jakiekolwiek procedury adopcyjne. Jak ją chcemy to mamy po nią przyjechać i tyle." W gardle poczułam kluchę, spojrzałam na szczęśliwego z życia Benia i wiedziałam, że tak nie może być. Chciałam psa niesamowicie. Chciałam też jej z całego serca pomóc, ale to wszystko wydawało się szalone. Postanowiłam udostępniać ją gdzie się da.
                
zdjęcie z przytułku, jakaś Pani się nad nią zlitowała i założyła jej ubranko żeby było jej cieplej

ETAP 2 decyzja

W kolejnej rozmowie z tą Panią dowiedziałam się, że pomimo udostępniania postu na całą Polskę odezwałam się tylko ja. Wiedziałam, że już innego wyjścia nie ma, trzeba ja zabierać. Zaczęliśmy z Bartkiem opracowywać jak po nią pojedziemy, gdy nagle okazało się, że z tamtych rejonów jedzie też drugi pies do adopcji i jakaś Pani będzie zawozić go przez Szczecin, okazja była idealna. Przyszykowaliśmy wszystko co mogliśmy na jej przyjazd, wzięliśmy wolne, miała być rano. Zabraliśmy Benka na długi spacer, żeby go zmęczyć. Znaleźliśmy też miejską myjnie, bo domyślaliśmy się, że będzie brudna. 
MMS od Pani która nam ją wiozła
ETAP 3 realizacja

Niestety cały dzień czekaliśmy, ale co chwile coś się zmieniało i wszystko się opóźniło. Mira przyjechała dopiero wieczorem. Było ciemno, podjechaliśmy na parking Lidla, Wysadzili ją z auta i zapieli na obroże która im dałam. Ona była przerażona, my też. Rzuciła się na Benka z zębami, ale do nas się cieszyła. Ja jako matka chroniąca swoje dzieciątko od razu poczułam niechęć. Pańcia rzuciła tekstem, nie pozwalajcie jej na takie zachowanie i będzie dobrze. Następnie, że jej się śpieszy i musimy się zwijać. Mirabelka śmierdziała potwornie, musieliśmy pojechać na tą myjnie siedząc z nią na kolanach. W aucie dostałam ataku paniki i zaczęłam mówić, że już jej nie chce. Ten strach był okropny. Dostałam psie życie, cały nasz świat się zmienił w tym jednym momencie.

Pierwszy raz w łóżku
ETAP 4 nasza czwórka

Myjnią zarządzał starszy Pan, chciałam ją umyć, ale ona panicznie się bała, nic dziwnego. Pan zabrał ode mnie prysznic, zaczął ją myć. Wyglądało to jak ubój świni. Ona rzucała się wszędzie on nią szarpał. Zsikała się ze strachu 3 razy. Później musiałam ją wysuszyć, a następnie musieliśmy dojść do domu. Jak się idzie z psem który w życiu nie był na smyczy w centrum miasta gdy ona panicznie boi się aut? CUDOWNIE. Gdy weszliśmy do domu od razu wbiegła na kanapę położyła się i głęboko westchnęła. Tak, była bezpieczna, a ja oczywiście ryczałam. Gdy Benek się zaczął do niej zbliżać, znowu rzuciła się z zębami, ja z czego nie jestem dumna zrzuciłam ją z kanapy. Głupio postąpiłam. Szybko zobaczyłam mój błąd, przecież ona była wystraszona na maska, wszystko było dla niej nowe, niczego nie rozumiała. Pokazałam jej zabawkę, chciałam ją trochę nią rozluźnić, ale kompletnie nie wiedziała co to i do czego to. Było już późno, wszyscy poszliśmy do łóżka i zasnęła wtulona do nas. Zaufała nam bezgranicznie, chociaż nas nie znała

Nie mamy umowy adopcyjnej Mirabelki. Weterynarz, który opiekował się nią w schronisku ocenił jej wiek na 6 lat. Z obecnymi weterynarzami oceniamy na maksymalnie 3 lata. Była cała w pchłach, ze zniszczoną sierścią, wygłodniała, ale nie chuda, bo jak się okazało była w ciąży. Niestety z racji tego, że to był wczesny etap ciąży zdecydowaliśmy się na sterylizacje aborcyjną. Tak było najlepiej dla niej i dla maluchów, które błąkałyby się w tym okropnym świecie. 

Ponad 7 miesięcy załatwiała się w domu, na nasze łózko. Co położyłam nową pościel znowu to robiła, ryczałam i zmieniałam pościel. Zatrudniliśmy niedoświadczoną behawiorystkę, która wmawiała nam, że Mira to robi, bo się mnie boi, ale końcem końców uznała, że ona po prostu lubi się załatwiać na powierzchniach miękkich, w tym poście nie będę mówić o jej żenujących poradach. Jedyne co dobrego wyszło z jej pożal się boże porad to to, że zaczęłam więcej pracować z Mirą, nasza więź się wzmocniła.

Na dany moment 1 rok i 9 miesięcy 7 dni po adopcji Mira dalej nie radzi sobie dobrze z emocjami, gdy nas nie ma przy niej. Żeby dać sobie upust niszczy. Mamy kontakt z behawiorystką, ciągle robimy małe kroki, ale jesteśmy dalej w polu. Czasem rozkładam ręce, ale wiem też, że nikomu nigdy jej nie oddam, bo jest naszą małą radością w domu. Jakieś 6 miesięcy temu okazało się, że ma nieswoiste zapalenie jelit. Bardzo uważamy z jej dietą, a to też niestety ogranicza nas w dawaniu jej gryzaków, aby poradzić sobie z emocjami. 

Co do tytułu postu, niczego Mirabelce nie wyliczam, ale chciałabym, aby ludzie, którzy decydują się na adopcje wiedzieli, że kundelek za darmo wcale za darmo nie jest. To masa obowiązków, wyrzeczeń, szukania nowych rozwiązań. Problemy zdrowotne dopadają każdego psa, niezależnie od rasy. Mówi się, że "kundelki nie chorują jak rasowce". Ogromny błąd, bo te psy też mogą mieć choroby genetyczne, jak i nabyte.

Podsumowując Mira zniszczyła nam 2 kanapy, z 4 pary moich staników, apple pencila, 3 myszki komputerowe, nowe posłanie, posłania które ja uszyłam, kilkanaście roślin, spodnie Bartka, tysiące zabawek, kilka par sznurówek do butów, 3 pary kapci, 2 książki i wiele wiele innych. Dość droga jest karma specjalistyczna na jej jelita. nie wspominając o kosztach jej leczenia. 

Ale gdybym miała wybierać raz jeszcze, adoptowałabym ją za każdym razem, ale szybciej i intensywniej bym z nią pracowała żeby dojść do akceptowalnego zachowania. 

Czyż ona nie jest piękna?!♥


psie lato

psie lato


Lato jest dość cięzkim okresem dla psów ze względu na upały, ale również czyhające niebezieczeństwa. Przygotowałam nasze zasady dbania o komfort oraz przede wszystkim zdrowie
1. 
Wysoka temperatura powoduje nagrzanie sie materiałów takich jak asfalt, beton czy kostka brukowa. Temperatura asfaltu w ciepłe letnie dni może dochodzic do nawet 60°C, co przy dłuższym spacerze może spowodować uszkodzenie opuszków, a przecież spacer ma być dla psa czystą przyjemnością. Starajmy się w godzinach popołudniowych szukać trawników lub miejsc zacienionych, aby pies w jak najmniejszym stopniu odczuł upały.
2. Niektóre psy posiadające guzik samozagłady (nasz Benek) wymagają nadzorowania, aby kładły się w cieniu, same z siebie jakoś nie posiadają instyktu przetrwania
3. Jak wiadomo psy pocą się przez łapy, a więc dobrym pomysłem będzie chłodzenie ich poprzez nie. od zimnej wody/ jedzenia mogą dostać zapalenia gardła więc uważajcie.
4. Owady, robaki: ja osobiście nienawidzę robactwa, które wlatuje mi w twarz, psy tak samo i muszę nadzorować czy polują na muchę czy aby nie na jakąś osę lub szerszenia. Warto poćwiczyć komendę zostaw dla spokoju ducha. 
Oczywiście kleszcze przenoszące choroby, psy nie złapały jeszcze żadnego w tym roku. Za to ja złapałam jednego, a więc pamiętajcie również o sobie!
5. Nie wszystkie psiaki lubią pływanie w wodzie jednak, swoje nauczyliśmy ją lubić i z niej korzystać w upały. Pływają po zabawkę, ale nie za daleko, zawsze jesteśmy w pogotowiu żeby je łapać. Super tutaj sprawdzają się kapoki. My jednak nie inwestowaliśmy z racji małego zapotrzebowania, za to zastanawiamy się coraz bardziej nad zakupem małego basenu na ogród
6. Zawsze zabieramy ze sobą butelkę wody na spacery, nawet te krótsze 
7. Mniejsze posiłki: nie zmuszajmy psa do jedzenia, na lato pies będzie miał mniejsze zapotrzebowanie na jedzenie w przeciwieństwie do zimy
8. Sama nie pomyślałam o tym, ale widziałam wpis na psiarsiej grupie co do kagańców, pamiętajmy, że kaganiec musi być na tyle duży żeby pies mógł swobodnie otwierać pysk i się wentylować
9. Nic bardziej oczywistego, ale nie zostawiamy psa w aucie!

Nasza czwórka

Nasza czwórka

Witam! żeby jakoś się wdrożyć przestawię Naszą czwórkę po krótce.

Zaczynając od siebie, jestem 25 letnią artystką-psiarą, która chciałaby się podzielić psim światkiem z innymi, psiarzami, a może i początkującymi właścicielami psów. Moja droga życia z psami jest dość wyboista, przez impulsywne wybory i kierowanie się emocjami. Jednak bądz co bądź to ja jestem, który zarządza w naszym domu. Bartek (mój chłopak jak i współwłaściciel psów) jest zdecydwoanie tym bardziej rozpieszczającym nasze małe gremliny. 


BENEK

adopcja 19 września 2016

Benia adoptowałam gdy miał 5 tygodni, jego historię jeszcze wam opiszę. Wtedy jeszcze nie znaliśmy ani Bartosza, ani Mirabelki, od samego początku byliśmy bardzo zżyci i tak zostało do dzisiaj, jest moją małą kaczuszką.

Pies typowo rozrywkowy, cieszy się gdy ja się cieszę, kocha wszystkich ludzi, psy i inne zwierzęta. Uwielbia wykonywać komendy, cudownie pozuje do zdjęć, zawsze z taką samą dumną z siebie miną. 



MIRABELKA

adopcja 5 stycznia 2019

Mirabelka jest z nami już ponad rok, z wyglądu jak i charakteru pies w typie Jack Russel Terriera. Zawsze wszędzie jej pełno, zdecydowanie jest przylepką Bartka, gdyż ten pozwala jej wchodzić sobie na głowę (dosłownie). Pies z naprawdę dużym potencjałem, ale wieloma zaniedbaniami wynikającymi z życia przed adopcją.



Copyright © Wyszczekani , Blogger